środa, 21 września 2016

Ostatni dzień lata. KA

Ja też chciałabym dołożyć coś od siebie na temat minionego lata, a 21 września to jego ostatni dzień. Wakacje były zdecydowanie linią graniczną między dwoma etapami: gimnazjum i liceum. Cały czas w głowie pojawiała się myśl, że za niedługo czekają mnie  nowe wyzwania, sukcesy albo i nie. Jednocześnie te wakacje stały się jednymi z najbardziej udanych.



Na początku wszystko dopiero "się planowało", co dla mnie, skrupulatnej organizatorki, było prawdziwą męczarnią. Od połowy lipca zaczęły się wyjazdy, często też jeździłyśmy na "tripy" na rolkach w miejsca bliskie i dalekie - rekord to ok. 20 km. Później był festiwal kolorów w Rzeszowie (post pojawił się wcześniej), a najważniejszym punktem okazał się pobyt w Warszawie (tak naprawdę pierwszy raz jechałam pociągiem). 22 lipca obchodziłam urodziny, jedne z najwspanialszych, bo zostałam narażona na szok urodzinowy. Dziewczyny uknuły plan i zrobiły mi mega niespodziankę. Po tym szoku nastąpił miły wieczorek. 29 też był dniem niespodzianek, ale tym razem to ja i Zuza przygotowywałyśmy ją dla Marleny, do tego w Warszawie (z pomocą wujka). Czekaliśmy do północy, żeby móc świętować urodziny przed jej powrotem do domu. Myślę,  że więcej dowiecie się w poście Marr albo na blogu Zuzy (Chocoladzix).

Sierpień był miesiącem wyjazdowym. Ogólny zarys trasy prezentował się w ten sposób:
Ja-Marlena-ja-Zuza-Marlena. Pojechałyśmy też na kolejne "tripy", tym razem rowerowe. Pierwszy to zdecydowanie prawdziwy rekord rekordów, bo przejechałyśmy blisko 40 km (!) i to trasą bardzo górzystą (mało zjazdów, dużo wjazdów). Kolejny, krótszy, odbył się w mniejszym gronie w miejscowości Marr.
Niestety, coraz bardziej zbliżał się początek roku szkolnego,  zaczęły się spotkania nowej klasy licealnej. Pojawił się lekki niepokój (no dobra, bardzo duży niepokój) co do wszystkiego "nowego".  Naszym pożegnaniem wakacji okazały się "Pierogi" w Tarnowcu. Było ciepło, klimatycznie i pysznie. Na scenie wystąpił Michał Szpak, a my świetnie się bawiłyśmy. A potem nadszedł wrzesień...

Właśnie, wrzesień. I pierwszy dzień w szkole. Jestem w klasie humanistycznej, tak, tak... Ale to jest temat na osobnego posta, który być może się pojawi. Wracając, klasa humanistyczna to klasa dyskutantów, co nie jest zbyt odpowiednie dla takiej osoby jak ja. Początki zawsze są trudne,  dlatego starałam się przystosować i w końcu chyba się udało. Mamy już ponad połowę września i stwierdzam, że dam radę.

I tak oto minęło lato, długo wyczekiwane w maju, szybko nadchodzące w czerwcu, zbyt szybko przemijające w lipcu czy sierpniu i utęsknione we wrześniu. Moje podsumowanie jest bardzo skrótowe, bo przyznam, że część wydarzeń poszła w niepamięć. Co nie znaczy, że wakacje zostały zapomniane,  wręcz przeciwnie - wspaniałe wspomnienia zostaną i będą wracać. 

Na koniec chciałabym dodać otuchy wszystkim, którzy zmagają się z "nowym", którym brakuje pewności i którzy nie są przekonani co do swoich wyborów. Nie martwcie się, początki trzeba przetrwać, a potem będzie tylko lepiej.



2 komentarze: